Oto On – Miłość. Ten, który uczy, żeby się nie bać miłości. Który uczy, żeby miłości nie przegapić. I który daje wolność. Taki Jezus w Wielki Piątek.
Jeśli wybieram drogę miłości – w budowaniu codziennych relacji z Drugim – to podejmuję ryzyko, że nie wszystko się uda, że nie wszystko pójdzie po mojej myśli. Ile to blizn zostało na sercu po takich próbach przyjaźni, ile zadrapań samotności i niezrozumienia, ile głuchych telefonów, bo ktoś poszedł na drugą stronę życia. Ból, doświadczenie zdrady, bezsilności, niezrozumienia – które serce tego nie zna? Czy w takim razie zrezygnować?
Jezus umiera w Paschę (mocno to widać w czytanej dziś Ewangelii wg św. Jana) – gdy zabijane są baranki, poza miastem umiera prawdziwy Baranek; Ten, którego Krew naprawdę ocala i daje prawdziwe życie. W Izraelu w czasie Święta Paschy, czytano Pieśń nad Pieśniami – zbiór najpiękniejszych wyznań miłosnych, zbiór najpiękniejszych tęsknień, jakie zna Stary Testament. O tym, że „wody wielkie nie zdołają ugasić miłości” i że ukochany już nadchodzi, biegnie po pagórkach. Ale też z wołaniem: „ukaż mi swą twarz, pozwól usłyszeć twój głos, bo słodki jest głos twój i twarz pełna wdzięku”. Gdy zestawi się to z logiką Krzyża i z słuchanym w dzisiejszej liturgii fragmentem z Izajasza o Słudze Jahwe, który nie miał wdzięku, aby się nam podobać – to pokazuje, jak bardzo Jezus wszystko czyni nowe. On prawdziwie staje się Oblubieńcem, który przebiegnie każdą barierę, by mnie przekonać o tym, jak bardzo mnie kocha. W Krzyżu tak mocno widać, że Miłości nie zatopią rzeki – wszak to moc tej Męki daje życie wciąż i wciąż. Wreszcie Jezus rozpięty między Pieśnią nad Pieśniami a Izajaszem nadaje nowy sens temu, co w relacjach jest trudne – uświęca ryzyko Miłości.
On – wchodząc na drogę Krzyża, czyli Miłości – wybiera ogołocenie, w pokorze otwiera Serce. I na tej drodze doświadcza osamotnienia, opuszczenia, zdrady przyjaciela. Jest bity i poniewierany, jest niezrozumiany, upada pod ciężarem krzyża, bo brak Mu sił. On to wszystko zna, przeszedł tę drogę. A skoro jestem stworzony na Jego obraz i podobieństwo – Boga w Wielki Piątek zbitego – to dlaczego mnie miałoby to omijać? To jest ryzyko Miłości. Jutro – w Wielką Noc – ujawni się w pełni piękno tej Drogi, nabiorą sensu pewne, dziś jeszcze niezrozumiałe, sprawy. Jezus jednak idzie w tę drogę nie tylko po to, żeby przypomnieć o tym ryzyku. On idzie w Mękę, żebym nigdy już nie miał wątpliwości – gdy znajdę się znów na marginesie, w odrzuceniu, w bólu i samotności, to nie jestem sam. On jest obok, mój Bóg Najmniejszy. I kocha tak bardzo, że jeszcze chce mój ból ukryć w swoich ranach, zanurzyć mnie we Krwi i dodać sił. Nie wypowie tej Miłości nic.
Wielki Piątek przypomina też, jak bardzo Jezus jest wolny – bo przecież nie da się kochać nie w wolności. Wypełnia wolę Ojca, ale gdy rozpina ramiona na Krzyżu, to – choć przybity gwoździami – jest wolny. I daje mi wolność. Tak jakby chciał powiedzieć: zobacz, nie trzymam cię, wybieraj sam, ja po prostu cię kocham. I uczy mnie, że kiedy ja chcę kochać, to nie można inaczej, jak tylko dając Drugiemu wolność. Dzięki seminaryjnej Pasji sprzed dwóch lat i zeszłorocznym wielkopostnym rozmowom z jednym z moich braci mocno to usłyszałem i zobaczyłem – zauważyłem to przeniesienie akcentu z „to nie gwoździe Cię przybiły, lecz mój grzech” na: „to Miłość Cię trzyma, nie gwoździe”. Mimo mojej grzeszności, słabości, upadków, Jezus wciąż wybiera Krzyż, na którym przytrzymuje Go Miłość do mnie. Chce mnie wciąż obdarzać Miłosierdziem, dawać życie, uczyć, że „miłości wystarczy, że jest”.
I oto kolejny Wielki Piątek wyznaczany powtarzaniem wersetów z Pieśni nad Pieśniami. Kolejny, który zdumiewa mnie Jego Miłością. Jasne, na tej drodze Miłości jestem wciąż w jakieś wczesnej podstawówce. Ryzyko zranień wciąż duże. A ja, choć się tak często boję, to już nie chcę uciekać. Mój Bóg, Najniższy, kolejny raz uczy mnie, że „to takie proste / kiedy się kocha”. Bierze mnie pod rękę, żebym nie ustał w drodze.