Układ dzisiejszych czytań nie pozostawia mi wątpliwości – to Miłość przynosi wyzwolenie. I to ona jest sensem bycia księdzem, bycia Jezusowym uczniem.
Te Wielkie Czwartki zawsze były dla mnie jakieś nagłe – jak Pascha na cześć Pana spożywana w pośpiechu. Ledwo wczoraj jeszcze szkoła, sto spraw, a tu już Msza Krzyżma, niepodrukowane listy z asystami, smsy z życzeniami na „dzień księdza”, na które jeszcze trudniej odpisać – bo jakaś próba sprzątania, bo uroczysty obiad, bo już się biegnie do kościoła, żeby sprawdzić, czy wszystko jest. Ktoś jeszcze się umawia na spowiedź i chciałbym, żeby było bez biegu, tylko z oddechem Miłosierdzia. I oto Msza Wieczerzy Pańskiej, wszystko się toczy, ciemnica i na dworze noc.
Pan Bóg prowadzi mnie przez ten pośpiech spokojnie, z roku na rok coraz piękniej i zwyczajniej – bo ta Jego bliskość jest właśnie piękna i zwyczajna jednocześnie. Księdzem jestem przez cały rok, „garść bieli pod gardłem” – nawet, gdy idę w koszulce ze Wściekłymi Wieszczami i w krótkich spodenkach – wciąż mi towarzyszy. A jednak z uśmiechem przyjmuję te smsy, telefony i życzenia „odświęta” – bo są dla mnie sygnałem, że choć czasami udaje mi się nie przeszkadzać Panu Bogu. Są szybkim rachunkiem sumienia, na ile dziś jestem Jezusowy. I są też po prostu miłą sytuacją towarzyską – dzieleniem miłości. Przede wszystkim jednak te wielkoczwartkowe życzliwości i spojrzenie na sakrament święceń (przez innych i przeze mnie) odczytuję w duchu Eucharystii – Miłości, która chce się dzielić, która jest razem przy stole, która chce służyć. I ta wielkoczwartkowa płaszczyzna jest mi tym bliższa, bo przypomina, że w tej drodze Miłości – świeccy, duchowni, jakkolwiek by tych grup nie segregować – jesteśmy razem. Ramię w ramię z Jezusem – naszym Bratem.
Pierwsze czytanie Mszy Wieczerzy Pańskiej przypomina przepisy dotyczące Paschy – a przez to zanurza w doświadczeniu wyzwolenia, wyjścia z Egiptu – ku wolności. Drugie czytanie z 1 Listu do Koryntian, zatrzymuje przy Eucharystii – Mszy św.: Paweł. I wreszcie fragment Janowej Ewangelii – Ostatnia Wieczerza. Ale bez słów ustanowienia Eucharystii, za to z gestem Miłości, służby, mocną lekcją pokory. Nakładając te obrazy na siebie, właśnie w Wielki Czwartek, widzę wyraźnie, że Jezus przypomina, że Eucharystia (Msza św., słuchanie Słowa, przyjmowanie komunii św.) ma mieć ciąg dalszy w służbie Drugiemu. Trzymam żywego Boga ukrytego w Chlebie, by za chwilę odnajdywać Go w tych, których będę spowiadał, spotykał, mijał na drogach codzienności. To budowanie relacji – w pewności bycia RAZEM w drodze, w braterstwie, w Miłości – uwalnia od pychy, pozwala zadawać pytania, dziwić się. Właśnie to daje odwagę nie wiedzieć wszystkiego, zachęca do kochania trochę więcej.
Wdzięczny jestem za sakrament święceń Panu Bogu właśnie dlatego – że przez tę drogę Jezus uczy mnie tego braterstwa, wspólnoty (choć bywam krnąbrnym uczniem). Przez doświadczenie Sant’Egidio, Oazy, sióstr i braci z zakonów, osób, które mnie zawstydzają wiarą podczas spowiadania. Przez ludzi, których dzień po dniu spotykam tam, gdzie On mnie stawia – także tych szorstkich, bo w nich często najwięcej inspiracji do kochania i nawracania się. Skądże mi to? Wielki Czwartek na nowo koryguje mi wzrok serca na Jezusa, który kocha w działaniu – a jednocześnie na Jezusa, który czyni z nas jedno. Osobista modlitwa, może i trochę w ten dzień rwana, uśmiechy z życzeniami, cisza adoracji i rytm liturgii – wszystko przypomina na nowo, że tu naprawdę chodzi o Miłość. Czyli o Jezusa – w Eucharystii i w Drugim. Oto moja droga.