Wspólne zainteresowania, pasje, stanowiska pracy to za mało. Trzeba, by serca umiały wyczuć ten sam rytm.
Bardzo lubię, gdy we wspomnieniu czy święcie splata się przynajmniej dwoje świętych. Tak jak w przypadku choćby św. Bazylego i św. Grzegorza z Nazjanzu czy św. Apostołów Piotra i Pawła. Inną sprawą są oczywiście wszystkie grupy męczenników, których się razem przywołuje – z rozmaitych powodów, a każdy z nich równie piękny. Pośród tych par i grup stają dwie niezwykłe kobiety – święte Perpetua i Felicyta, pani i niewolnica, ale w Jezusie Chrystusie prawdziwe siostry. Nasze Święte Tygodnia.
Opis ich życia i męczeństwa jest dość obfity w szczegóły, choć zginęły na początku III w. Perpetua prowadziła pamiętnik, który służył pomocom hagiografom – dzięki czemu wiemy, że obie dziewczyny zbliżyło do siebie nie tylko chrześcijaństwo, ale też macierzyństwo, że Felicyta rodziła w więzieniu i że zostały umęczone na arenie w walce z krową. Ale pośród tych spraw da się wyczuć coś więcej – Perpetua i Felicyta były potwierdzeniem, że w Jezusie Chrystusie nie ma podziału na niewolników i wolnych. Wiara pomogła im zbudować przyjaźń, przyjaźń przenikała ich wiarę. Szły do Jezusa Chrystusa razem – nie jako pani i niewolnica, ale jako siostry, przyjaciółki, rozkochane w tym samym Oblubieńcu. Niezwykłe są sceny ich męczeństwa – gdy sobie nawzajem pomagają, gdy dodają sobie otuchy, by z podniesioną głową mogły wejść do nieba. Za każdym razem, gdy wracam do tej historii, to jakoś ciepło robi mi się na sercu, bo choć to wszystko strasznie przerażające – to jednak pokrzepia fakt, że wiara i przyjaźń mogą przetrwać nawet najgorsze okrucieństwa. Jeśli się jest zanurzonym w Panu Jezusie, oczywiście.
Warto poprosić te święte dziewczyny o pomoc w ważnych relacjach – ale też o pomoc w przezwyciężaniu niechęci do tych, którzy wydają nam się bardzo odlegli. Bo przecież skoro każdego z nas Pan Bóg wymyślił, to pewne „techniczne” podziały nie powinny być dla nas przeszkodą. Popkulturowym komentarzem będzie dziś fantastyczny duet Nosowskiej i Przemyk. Po prostu.