Ostatnie dni spędziłem na rekolekcjach, głównie w ciszy. Tak Pan Bóg to ułożył, że okolica, w której przez te dni pomieszkiwałem, była dość deszczowa. Gdy wczoraj wieczorem po rekolekcjach wreszcie wracałem na plebanię, zajrzałem do Słowa na dziś – i wielki uśmiech rozświetlił mi twarz.
Dzisiejsza Ewangelia to jeden z najbardziej znanych fragmentów Biblii – przypowieść o domu zbudowanym na skale i o domu, który zbudowano na piasku. Jezus dziś mówi: „Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony” (Mt 7,24-25). To fragment, który – a i owszem – zapowiada, że bycie uczniem nie jest łatwe, że przychodzą próby, trudy, różne deszcze beznadziei. Można się tego bać, pewnie – tylko po co? Przecież jeżeli słucham Jego słów i staram się je wypełniać – co mi tam deszcze i burze! Jezus nie rzuca słów na wiatr, o nie! Ostatnie dni, dość mocno, przekonały mnie o tym, że gdy naprawdę starasz się wsłuchiwać w Słowo i sercem szukasz Bożej obecności, to nawet grudniowy spacer w deszczu może być naprawdę orzeźwieniem. Jasne – prawdziwe życiowe burze to nic w porównaniu z gorszą pogodą. Ale te proste codzienne doświadczenia uczą, żeby nie tracić nadziei. Bo On jest większy niż wszystkie deszcze.